Przymrozki, czyli sprawdzian dla akumulatora
Jedną z najmniej przyjemnych porannych sytuacji jest padnięty akumulator. Bezskuteczne kręcenie, nerwowe szukanie kabli i kogoś, kto pomoże nam odpalić auto i pewność, że nie dojedziemy na miejsce na czas. Im niższe temperatury, tym obawy, że akumulator zacznie szwankować większe. Ale ryzyko, jak zawsze, można zminimalizować.
Współczesne akumulatory mogą się zużyć już po kilku latach użytkowania. Nim jednak pobiegniemy do sklepu po kolejną baterię, sprawdźmy, co może być przyczyną tak szybkiego padnięcia: czy wina leży po stronie instalacji w samochodzie, czy może po prostu nabyliśmy kiepski akumulator.
Warto regularnie sprawdzać stan akumulatora. Zwłaszcza, gdy nie jeździmy zbyt często, a jeśli odpalamy auto to przejeżdżamy krótkie odcinki. Niestety, samo badanie multimetrem może być niewystarczające. Zbyt niskie napięcie nie oznacza od razu awarii, tylko po prostu: o niedoładowaniu, albo o tym, że prąd został pobrany przez jakieś urządzenie auta np. radio. Natomiast prawidłowe napięcie wcale nie musi oznaczać braku uszkodzenia baterii. Z tego względu, że napięcie może spaść wtedy, gdy przyłożymy napięcie do akumulatora. Miarodajny pomiar akumulatora możemy wykonać w warsztacie samochodowym przy użyciu specjalnego testera.
Gdy jesteśmy pewni, że z naszego akumulatora już nic nie wyciśniemy to należy rozejrzeć się za nowym. Przy wyborze akumulatora bardziej niż marką kierować się należy warunkami, w jakich był przechowywany w sklepie. Możemy być niemal pewni, że nawet teoretycznie solidny sprzęt nabyty w hipermarkecie będzie nam służył krócej niż ten kupiony u specjalisty. U profesjonalistów możemy liczyć na to, że leżący na półce akumulator jest w miarę regularnie dopełniany elektrolitem.
Przy zakupie ważny jest dobór skali pracy rozruchowego. W przypadku diesli z wysoką pojemnością przyda się większy prąd rozruchowy. W silnikach benzynowych bez bogatego wyposażenia lepiej odnajdzie się akumulator z mniejsza mocą rozruchową.